Marek Biliński - najlepszy polski kompozytor muzyki elektronicznej

 

źródło: Robert Drózd, Wikipedia, CC BY-SA 3.0


Czy zdarzyło Ci się kiedyś poczuć, że oto odkrywasz skarb, nieoczywisty, trochę z innej epoki, pulsujący syntezatorami, klimatem lat 80., a jednocześnie całkowicie świeży? Tak właśnie działa twórczość Marka Bilińskiego - człowieka, który wyprzedził swój czas w Polsce, wgrał się w nurt elektroniki i dziś możemy powiedzieć: "tak, to polska legenda muzyki elektronicznej". W tym artykule przyjrzymy się jego ścieżce artystycznej, najważniejszym dziełom, jego znaczeniu jako pioniera i ambasadora "Polski brzmienia" na świecie.

Początki: skąd się wziął ten syntezatorowy space-człowiek

Marek Biliński urodził się 17 maja 1953 roku w Szczecinie. Wychował się w rodzinie o muzycznych tradycjach. Ojciec grał w domu na fortepianie, siostra ojca była nauczycielką gry na fortepianie. od skrzypiec, potem fortepianu, klarinetu, kontrabasu, perkusji, gitary basowej, by ostatecznie studiować kontrabas na Akademii Muzycznej w Poznaniu, gdzie ukończył z wyróżnieniem.

Ale to nie klasyka go definitywnie pochłonęła. Podczas studiów i po nim zainteresował się muzyką jazzową i rockową, a następnie elektronika zaczęła wciągać. Przez to połączenie klasycznego wykształcenia, doświadczenia w różnych instrumentach i fascynacji syntezatorami powstał unikalny klimat - "polski Jean Michel Jarre", jak jego twórczości czasem się określa.

W latach 70. działał w zespołach rockowych: m.in. w grupie Heam. Zdobył wtedy "Złotego Kameleona" na Wielkopolskich Rytmach Młodych w Jarocinie w 1975 roku. Później założył zespół Arbiter Elegantiarum (1979-1980) i współpracował z grupą Bank, z którą nagrał płyty "Jestem panem świata…" (1982) i "Ciągle ktoś mówi coś" (1983) obie w stylu rockowym, instrumentalnym, ze złotą płytą w tle.

To wszystko, dobrze wykształcona baza muzyczna, eksperymenty z różnymi stylami, otwartość na elektronikę sprawiło, że Marek Biliński był wręcz przygotowany do wielkiego wejścia w elektroniczny świat.

Polski pionier elektroniki


Czy Marek Biliński był pierwszym polskim kompozytorem muzyki elektronicznej? Trzeba być ostrożnym z taką definicją, bo "pierwszy" w muzyce to czasem kwestia perspektywy (kto liczy, co oznacza "elektroniczna muzyka" w tym kontekście). Ale: on był bez wątpienia jednym z pierwszych w Polsce, którzy w latach 80. stworzyli w pełni syntetyczne, klawiszowe, instrumentalne albumy i zdobyli popularność, zarówno medialną, jak i komercyjną. Na przykład: album "Ogród Króla Świtu" (1983) przyniósł mu ogromny rozgłos.



W czasach PRL-u, gdy dostęp do nowinek technologicznych, syntezatorów, materiałów było ograniczony, to ogromny wyczyn. Tworzyć brzmienia, które rezonują nie tylko w Polsce, ale także na koncertach zagranicznych. I on to zrobił: koncerty m.in. w Berlinie, Hamburgu, Bremie, Pradze, Moskwie, Kuwejcie.

Można powiedzieć że Marek Biliński to najbardziej spektakularny przedstawiciel polskiej muzyki elektronicznej lat 80., który zdobył zarówno serca w kraju, jak i zyskał uznanie za granicą. Marka "Made in Poland" w tym kontekście rozwijał: polska szkoła, polskie brzmienie, polska odwaga w eksperymentowaniu.

Najważniejsze dzieła

Skupmy się teraz na konkretnych albumach i utworach, które stanowią filary jego twórczości. Przez lata powstało wiele płyt, reedycji, koncertów multimedialnych, ale to właśnie kilka z nich warto znać.

1. "Ogród Króla Świtu" (1983)

Ta płyta to kamień milowy. To jeden z pierwszych w Polsce szerzej znanych albumów muzyki elektronicznej instrumentalnej, który zdobył status złotej płyty. Brzmienie: klawisze, syntezatory, przestrzeń, pewien kosmiczny klimat. W dodatku teledysk "Ucieczka z Tropiku" zyskał ogromną popularność i został wybrany jako najlepszy klip w 1984 roku.



2. "E ≠ mc²" (1984)

Druga ważna płyta. Już tytuł sugeruje odwagę, matematyczno-fizyczny symbol równania, a on go przetwarza w muzykę. Reedycja tej płyty na winylu odbiła się echem wśród audiofilów. Brzmieniowo bardziej śmiała, eksperymentalna, ale nadal przystępna. W kontekście tamtych czasów w Polsce, to było coś, co wyprzedzało modę.


3. "Dziecko Słońca" (1994)

Po okresie spędzonym m.in. w Kuwejcie (1986-1990) Marek Biliński powrócił z tym albumem. Ten album nie tylko sam z siebie był ciekawy, ale stał się inspiracją dla baletu "Dziecko Słońca" w Teatrze Wielkim w Poznaniu w 1995 roku. Wydaje się, że to moment, w którym jego twórczość osiągała pewną dojrzałość. Już nie tylko "elektronika lat 80.", ale integracja różnych wpływów, większa przestrzeń, większa Q (jakość).

4. "Fire" (2008)

Choć to już okres późniejszy, warto wspomnieć, że Marek Biliński stale działał, eksperymentował i wydawał materiały. "Fire" to przykład takiego albumu, który łączy brzmienia progresywne, ambientowe i klasyczne elektroniczne, od gęstych syntezatorowych krajobrazów po przestrzeń zawieszoną pomiędzy ziemią a niebem.

5. Live, koncerty multimedialne i reedycje

Jego twórczość to nie tylko płyty to show, wizualizacje, koncerty pod gołym niebem, lasershow, ocean światła i brzmienia. Przykłady: koncert w Szczecinie (1993) i w Krakowie (1994) - plenerowe, multimedialne, ok. 50 000 widzów łącznie. roku w Gnieźnie "Gniezno 2000 - Dźwięk - Ogień - Światło - Kolor". Reedycje na winylu w latach 2020.
Made in Poland - jak polskość gra w jego muzyce

Kiedy mówimy o "polskości" w twórczości Marka Bilińskiego, nie chodzi tylko o to, że jest Polakiem. Chodzi o to, że jego muzyka ma elementy, które świadomie lub nie definiują pewien polski klimat w ramach muzyki elektronicznej. Zerknijmy na kilka aspektów:

  • Kontekst historyczny i technologiczny: Polska lat 80. - ograniczenia, cenzura, sprzęt trudny do zdobycia, ale jednocześnie ogromna kreatywność. Marek Biliński startował w takich warunkach, co sprawia, że jego efekt końcowy jest tym bardziej imponujący.
  • Inspiracje i brzmienie: Widać inspiracje takimi twórcami jak Jean Michel Jarre, Kraftwerk, ale Biliński nie kopiuje, on adaptuje, miksuje z polską wrażliwością. O tym dowiadujemy się m.in. z opisów na portalach muzycznych.
  • Tematyka i estetyka: W jego muzyce przewijają się kosmiczne motywy (mgła, dolina mgieł, podróże, światło, przestrzeń), ale też naturalny i "ziemski" pierwiastek - słońce, ogień, dziecięce emocje. To balans między transcendentnym i konkretnym, co moim zdaniem daje mu polski rys: nie tylko futurystyczny, ale także "związany z ziemią".
  • Rozgłos za granicą: To, że Polak zdobył uznanie za granicą, robi różnicę, "Polska branża elektroniki" mogła mieć twarz. Jego koncerty w Niemczech, w Moskwie, w Kuwejcie. Wszystko to podkreśla, że to było coś więcej niż lokalny fenomen.

Dlatego "marka Made in Poland" w jego przypadku to autentyczny branding - polski kompozytor elektroniki, który nie wstydzi się swoich korzeni, a je wykorzystuje. I dzięki temu staje się ambasadorem polskiego brzmienia w elektronicznym świecie.

Jak Biliński był widziany poza Polską

Ciekawie jest spojrzeć na to, jak jego twórczość wybrzmiewała poza krajem. Nie było to może tak spektakularne jak w przypadku niektórych gwiazd światowej elektroniki, ale w kontekście polskim ogromnie znaczące.
  • W plecencie "Electronic Pioneers" Amazon Music znalazł się jego utwór, co oznacza, że jest zestawiany obok największych nazwisk globalnej elektroniki.
  • Wielokrotnie koncerty w zagranicznych miastach: Berlin, Hamburg, Bremen, Praga, Moskwa, Kuwejt. To pokazuje, że jego muzyka miała "wyjście" poza Polskę i była na tyle atrakcyjna, aby być zaproszoną.
  • W Niemieckiej Wikipedii podkreślono analogię do Jean Michel Jarre’a, jako instrumentaliście syntezatorów, jako pierwszy w tej części Europy, który wykonywał wielkie plenerowe koncerty z muzyką i światłem.

Co z tego wynika? Że jego działalność, choć w Polsce była już częścią światowej sceny elektroniki. I choć nie wszyscy na świecie o nim wiedzą, to w specjalistycznych kręgach ma uznanie. A to jest w tym wypadku wielki sukces by być rozpoznawalnym, aktywnym, wpływowym, gdy startuje się z takiej perspektywy.

Jeśli miałbym zostawić Cię z jednym wezwaniem: odszukaj album "Ogród Króla Świtu", posłuchaj "Ucieczki z Tropiku" (wyżej wkleiłem teledyski) i daj się ponieść, zanurz się w dźwiękach, które choć powstały kilkadziesiąt lat temu, nadal mają moc i duszę.